środa, 30 lipca 2008

Przerwa

Przeraszam wsyztkich, ktorzy oczekiwali ze wpisy na blogu beada ukazywaly sie regularnie. Pobyt w Puerto Escondido (do ktorego udalem sie z Oaxaca) nie sprzyjal pisaniu. Teraz jestem na wyspie Checahua, na ktorej sa dwa komputery (przed jednym siedze wlasnie) i satelitarny intrnet (satelitarny w Meksyku oznacza bardzo wolny). To przekreslilo moje plny zwiazane z blogiem. Prawdopodobnie zdejcia i opis ostnich dni ukaze sie okolo 1 sierpnia kiedy bede w Acapulco a w najgorszym wypadku okolo 2 sierpnia kiedy bede w miescie Meksyk u mojego kuzyna Rafala. Bedzie co czytac, ogladac obiecuje i jesze raz przepraszam zawiedzionych brakiem mojej tworczosci (milo bylo mi to slyszec!). Pozdrawiam!

środa, 23 lipca 2008

Oaxaca - Guelagetza 2008

Po 11 godzinnej podrozy z San Cristobal dotarlismy do Oaxaca. O tyle dobrze mialisly nocy autobus, ktory pozwolil nam przespac cala droge. Tak wiele uslyszelismy o tym miscie, ze zaplanowalismy cale trzy dni na miejscu. Poczatek nie okazal sie taki rozowy. Najpierw nie moglismy znalesc noclegu w typowych dla nas mijescach (skonczylimy na troche drozszym...) pozniej troche rozczarowalismy sie calym otoczeniem. Oczywiscie wszystko wyprostowalo sie po kilku godzinach spedzonych na miejscu. Przy naszym wielkim wycieczkowych farcie trafilismy na najbardziej oblegana impreze kulturalna w centralnej Ameryce! Co wiecej dostalismy za darmo bilety warte 80zl kazdy na najlepsza impreze folkowa w calej Ameryce. Bylo super! Niezliczone kolory i tance o muzyce nie wspominajac. Guelagetza 2008 to najlepsze kulturalne doznanie naszego wyjazdu. Nie mozna pominac tej imprezy przy planowaniu wyjazdu do Meksyku w lipcu! Kilka zdjec:



Nie wspomne juz o wypitej ilosci Mezcal (cos jak tequila) i zobaczeniu najwiekszego i najstarszego drzewa na Swiecie! Pozdrawiam JJ

C.d. San Cristobal

Pobyt w San Cristobal zostal okupiony dwiema wycieczkami. Dwa dni, dwie male wyprawy po okolicy.

Pierwsza to odwiedziny w dwoch siedliskach lokalnych spolecznosci Majow. Pierwsze bardzo dziwne i zamniete (ale turystow wpuszczaja bo inaczej umarliby z glodu). Nieprzyjemne spojrzenia kierowane w strone przyjezdnych to norma. Zdjecia raczej zakazane bo moga sprowokowac lokalna spolecznosc do nieprzyjemnej potyczki w najlepszym przypadku jezykowej. No i ich glowne miejsce kosciol. Mikstura wszystkiego co mozna sobie wyobrazic: katolicyzmu, kokakoli i jajek (doslownie!!!). Mozna spotkac licznych szamanow odprawiajacych przedziwne modly uleczajaco-uzdrawiajace (za pomoca wspomnianej wczesniej koli i jajek...). Druga wioska zupelnie inna bardziej przyjazna i otwarta na turystow takich jak ja. Dzieciaki chetnie pozuja do zdjec za kilka peso na cukierki. Zostalismy wpuszczeni do prawdziwego domu lokalnej rodziny i przywitano nas lokalnym trrunkiem. Co wiecej moglismy kupic (zupelnie przypadkiem) ichniejsze wyroby dziewiarskie. Najlepsze bylo na koniec. Zostalismy poczestowani wysmienitymi tacos zupelnie innycmi od tych kupowanych na ulicy. Bylo warto (prawdopodobnie najlepsze zdjecia na wycieczcne jak do tamtej chwili!).






Druga to wyzyta w kanionie Sumidero niedaleko miasta. Bardzo dlugi (35 km), bardzo wysoki (najwyzej 1000m) i niezwykle interesujacy pod wzgledem fauny i flory. Z opisu niewiele wynika zobaczcie zdjecia!

sobota, 19 lipca 2008

San Cristobal de la Casas.

Chyba jedno z najciekawszych miejsc jesli chodzi o poznawanie lokanych spoleczenstw. Nocleg trzyosobowej rodizny, ktora udostepnia turystom czesc swojej kolonialnej posiadlosci. Niesamowice otwarci i mili (obudzili swojego syna, zeby sie z nami przywital w nocy!!!). Dwa labradory biagajace po patio i pierwsi rodacy spotkani w czasie podrozy (rodacy jak rodacy mieszkaja od 4 lat w Waszyngtonie ;-)). Jak do tad najlepszy nocleg w Meksyku no moze poza jednym przysnicem na 20 osob hehe.

Dwa dni w miasteczku - dwie imponujace wycieczki, ale o nich jutro z Oaxaca bo nie mamy juz czasu... Zdjecia tez pozniej. Pozdrawiam JJ

Zalegle nurkowanie.









Palenque - zemsta Montezumy...

Pieknie, cudownie, kolorowo, tanio i... tak konczy sie pobyt w miasteczku Palenque. Troche za duzo kurczaka za pare zloty, albo owocowego napoju ze smietana i czlowiekowi robi sie srednio (srednio to troche malo powiedziane). Moze i dobrze ze pisze dopiero teraz bo moja Mama osiwialaby gdybym pisal o tym w czasie terazniejszym. Wrocilem do formy. Poza faktem malych problemow zdrowotnych to zwiedzanie ruiny i dwa wodospady zrobily na mnie duze wrazenie. Udalo nam sie polaczyc trzy rzeczy na raz. Zwiedzanie ruin, wodospady i podroz do San Cristobal de las Casas co wydawalo sie nam niemozliwe znajac tyle o ile Meksyk (jak sie okazuje w Meksyku wszystko jest mozliwe i to nawet nie jest kwestia ceny). Ruiny standardowo jak na ten region polozone w gestej dzungli z malpami i wszystkimi mozliwymi stworami. Druga rzecz wodospady. Pierwszy sceneria niczym z "Ostatniego mochikanina", drugi przeogromny w kazda strone no i mozliwosc kompieli choc wielkorotnie odradzana w przewodnikach. No, ale kto slucha przewodnikow... ja nie (no, ale nie tylko ja!). Woda zupelnie inna niz w morzu karaibskim, strasznie zimna w konacu to rzeka. To na tyle z opisu teraz czas na zdjecia (jesli starszy mi samozaparcia z tym meksykanskim metalowym pudlem!).

Stolica kozakow...


Monetezuma...




Prawie jak Tarzan.














Gwatemala -> Mexico

Na poczatek wybaczcie dluga przerwe w pisaniu, ale meksykanskie komputery potrafia doprowadzic czlowieka do szalu i dlugo trzeba szukac dobrego miejsca na jakies 2 godziny pisania. Wracajac do tematu...

...chyba jedna z najciekawszych drog podczas tej podrozy. Cala trasa skladala sie z trzech etapow. Pierwszy podroz autobusem po wertepach z Flores do granicy Gwatemali z Meksykiem, drugi przeprawy lodzia po rzece wzdluz granicy i trzeci maly busik do Palenque. Milo bylo wrocic do meksykanskiej "cywilizacji". Na drogach nagle pojawil sie asfalt... i ludzie przestali mowic po angielsku... Kilka zdjec bez opisow bo nie mam czasu. Na poczatek troche Flores, pozniej przeprawa i okolice.


Przepraszam musialem!!! :-) Jeden ze stanow w Gwatemali...




















wtorek, 15 lipca 2008

Gwatemala

*Dwie uwagi, o ktorych nie napisalem wczesniej. Po pierwsze co znaczy PADI - "put another dolar inside" tlumaczenie wg naszych kolegow nurkow z Isla Mujeres i druga na wyspie benzyna kosztuje 7 peso za litr TANIO to za malo powiedziane!

Z Belize City wybralismy sie w droge do Gwatemali (Flores). Przejazd bardzo przyjemny, calkiem niezlym autobusem w rytmie tworczosci Boba Marleya. Roznice pomiedzy Belize i Gwatemala a Meksykiem sa bardzo widoczne. Zaraz po przekroczeniu granicy Belize-Gwatemala skonczyl sie asfalt... Samo Flores jako znany punkt turystyczny na mapie tego kraju wyglada duzo lepiej. Utrzymanie w Gwatemali jest duzo tansze niz Meksyku czy Belize (najdrozsze i chyba najbrzydsze). Plan na wizyte byl prosty. Dwa noclegi we Flores, wizyta w Tikal i powrot do Meksyku (Palenque). Na te chwile zostal nam tylko powrot do Meksyku.

Godzina 3:00 rano pobudka. Godzina 3:30 wyjazd do Tikal. Cel: zobaczyc jak dzungla budzi sie do zycia. Polgodzinny spacer z parkingu do centrum miasta Majow na najwyzsza piramide i male rozczarowanie po osiagnieciu celu - mgla nad dzungla. Zdjec wschodzacego slonca nie bylo, ale odglosy rozbudzonej dzungi robia wrazenie. Niezliczona ilosc ptakow, owadow, ssakow, roslin rozbudza wszystkie zmysly. Niesamowite rodzaje zapachow i kolorow. Ponad sto zdjec piramid, malp, pajakow, dzungli etc. Robi wrazenie!!! Sami zobaczcie!

Autobus Belize-Gwatemala.

Cywilizowana dzungla.

Nasz szalony przewodnik z przyjacielem.

Przyjaciele naszego przewodnika.

Piramida raz.

Malpa raz (sa za szybkie zaby je dobrze zlapac na zdjeciu niestety...).


Dzungla z piramidami.

Malpa dwa.

Piramida dwa i Kuba raz.

Monkey Guide - doslownie! (skacze po drzewach i nasladuje doskonale ich odglosy).

Ja dwa i DUZE drzewko.