piątek, 4 lipca 2008

Ciudad de Mexico

Pisze dopierto z Meridy bo w Stolicy nie dzialal internet... (telefon tez, zeby nie bylo). Zwiedzania nie wiele bo kto chcialby szukac guza pierwszego dnia ;-) Pierwsze tacos i sok ze swiezo wycisnietych pomaraczy na ulicy za jakies 3 zl za wszystko. Generalnie taniocha!


Ze zdjec tyle co z balkonu bardzo ladnego apartamentu Very i malej przygody podczas kupowania soku pomaranczowego (za kiepska jakosc przeprasza Konrad, ktory tez bawil sie w ´tacosiarza´).

Pozniej mala dawka meksykanskich piwnych ´sikow´ i krotki sen bo o 5 rano musielismy byc na lotnisku. Do tego maly stres czy zamowiony dzien wczesniej taksowkarz przyjedzie na umowiona godzine (badz co badz to co mowi sie o slynnym mañana w Europie jest w jakies czesci prawda).

To na tyle z Mexico City wiecej na temat najwiekszego miasta swiata jakos po 1 sierpnia. Za chwile zaczynam pisac o Meridzie i bedzie sie dzialo!!!

Brak komentarzy: